Kolejny krem wybielający: Clarena Giga White Night Elixir


Końcówka zimy to ostatni moment aby podziałać wybielająco na wszelkie uparte przebarwienia, pozostające na skórze od zeszłego lata. Zużywam więc już kolejne opakowanie tego typu specyfiku na noc, tym razem marki Clarena o nieco innym składzie niż wspominany ostatnio Norel (recenzja: KLIK!). 

Głównym wabikiem występującym w tym kremie jest składnik Chromabright™, który już w 2008 roku został zaprezentowany w Amsterdamie na In-Cosmetics. Jest to substancja aktywna o działaniu wybielającym, opartym o hamowanie aktywności tyrozynazy, czyli enzymu odpowiedzialnego za powstawanie melaniny. 
"Badania prowadzone nad Chromabright potwierdziły jego wysoki stopień efektywności (w porównaniu z kwasem kojowym) przy zagwarantowaniu najwyższego profilu bezpieczeństwa tj. braku działania cytotoksycznego i drażniącego skórę, które często występują w przypadku stosowania surowców o działaniu rozjaśniającym. Dodatkową Chromabright wyróżnia się spośród innych istniejących surowców rozjaśniających niespotykanym dotąd działaniem fotoprotekcyjnym, chroniąc komórki pozbawione melaniny przed agresywnym działaniem promieniowania UV." - http://biotechnologia.pl/kosmetologia/aktualnosci/chromabright-innowacyjna-molekula-zapewniajaca-bezpieczne-rozjasnianie-skory-opatentowana-przez-firme-lipotec,5343

Z punktu widzenia ultrasa pielęgnacji naturalnej, skład jest paskudny: same syntetyczne emolienty, żadnych miło brzmiących nazw olejów (żadnego oleju "do usranej śmierci" arganowego? Albo "otwieram lodówkę, a tam" shea?), a do tego pół tablicy Mendelejewa, której nikomu się nie chce wrzucać w wyszukiwarkę, żeby poczytać. Odstraszać niektórych może również glikol butylenowy (kij tam z faktem, że kwas benzoesowy, wychwalany przez fanów natury jako konserwant idealny, występujący również w tym składzie, dość słabo rozpuszcza się w wodzie i warunkiem jego pełnej skuteczności jest zastosowanie dobrego rozpuszczalnika. A dobrymi rozpuszczalnikami są znienawidzone glikole właśnie.), który może podrażniać co wrażliwsze cery. Wiem też, że i fenoksyetanol już wcale nie jest przez każdego lubiany, podobnie jak kwasy benzoesowy i dehydrooctowy, ot dla zasady (nieplanowany żart branżowo-sytuacyjny), bo ktoś odkrył, że konserwanty nie są łagodnymi substancjami pielęgnującymi, a w ogóle to podobno są mało skuteczne... Można przyczepić się również do uwodornionego poliizobutenu, bo nie stworzyła go matka Natura ale ręka jakiegoś chemika, co się Boga nie bał. 
Wybaczcie, musiałam. Jeśli coś Wam z tej listy szkodzi, to nie widzę sensu w katowaniu się dla idei pogardliwego olewania trendu pielęgnacji naturalnej. Jeśli jednak żaden z powyższych składników Waszej skórze krzywdy nie robi i niespecjalnie troszczycie się o rodzaj konserwantów i sztucznych dodatków występujących w napojach, przekąskach czy lekach, to też nie widzę sensu w wychodzeniu z protestem na ulicę i zamęczaniu mnie nudnymi dyskusjami o tym, że zdradziłam ideę pielęgnacji naturalnej promując produkty skuteczne. Yyyy, syntetyczne.
Tak, znowu przedawkowałam grupę o kosmetykach naturalnych, gdzie lada moment na suchą, aż do popękanej, skórę dłoni dziewczyny zaczną sobie polecać głaskanie kota z organicznej hodowli, a nie jakiś podejrzany pantenol, o moczniku nie wspominając.  Ech.


W przypadku tego kremu skład nie stanowi dla mnie żadnego problemu. Jest arbutyna, stabilna forma witaminy C, garść kwasów i do tego mocznik jako miły dodatek nawilżający i zmiękczający skórę do produktu mającego przede wszystkim ją rozjaśniać. 
Czepiłabym się tego, że na jednej stronie opakowania jest promocja na Chromabright™, którego w INCI jednak nie widzę (Dimethylmethoxy Chromanyl Palmitate), natomiast po drugiej stronie pudełka jest już mowa o innym składniku: Albatin®, który w INCI występuje jako kompleks: "Aminoethylphosphinic Acid, Butylene Glycol, Water" i działanie ma dokładnie takie samo jak Chromabright™. Ot, nieścisłość. Albo może to ja czegoś nie łapię? Poprawcie mnie, jeśli coś wiecie więcej w tym temacie.


Krem jest żółtawy, ma charakterystyczny, choć nieinwazyjny zapach i bardzo bogatą konsystencję, która zadowoli posiadaczki cery suchej, potrzebującej pierzynki na noc. Podczas aplikacji może dawać nieprzyjemne odczucie klejenia się, które utrzymuje się dość długo. Taka kleista konsystencja wymusza wklepywanie kremu, nie zezwala na masaż skóry. Zwykle nakładam go po wieczornej kąpieli, po czym zasiadam jeszcze do swoich spraw na kilka godzin. Następnie wmasowuję w skórę jeszcze kilka kropel oleju z dzikiej róży i dopiero idę spać. Tak, nieraz zdarza się, że rano skóra jest błyszcząca, ale mnie to nie przeszkadza zupełnie. Osoby z tak suchą skórą jak moja to (chyba) zrozumieją. Wolę żyć z nadprogramowym, wcale nie tak dużym, błyszczeniem na nosie niż skrzypieć przy każdym smyrnięciu poduszki policzkiem. 
Czy faktycznie rozjaśnia? Co roku mam problem z wydaniem rzetelnej odpowiedzi na ten temat, bo przecież minęła już prawie zima i moja skóra nie widziała słońca od co najmniej 5 miesięcy, a w tym czasie była intensywnie traktowana różnymi substancjami rozjaśniającymi. Mogłabym pokusić się o podsumowanie ogólne mojej zimowej pielęgnacji: tak, jest skutecznie rozjaśniająca. Zniknęły upierdliwe przebarwienia pod oczami, koloryt skóry bardzo się wygładził i naprawdę momentami żałuję, że za chwilę wylezie słońce i wszystko szlag trafi. 


Z pewnością jest to kosmetyk, do którego wrócę pod koniec roku... o ile nie trafię po drodze na coś innego, co warto wypróbować ;) Muszę jednak zauważyć, jak smutno wygląda to pudełko po otwarciu, z tą oczywistą półeczką na próbkę... której tam nie ma. Norel by wiedział co z tym miejscem zrobić. 
W serii produktów Giga White Clareny znajdują się dwa kosmetyki: wymieniony wyżej Night Elixir oraz wybielająco-ochronny krem na dzień. Kosmetyki są dostępne do kupienia online m.in. w sklepie Ladymakeup

Pozdrawiam
Arsenic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Arsenic - naturalnie z przekorą , Blogger